„Współczesność” (Warszawa)
Nr 24 (104) / 16-31.12.1961 r.
Bóg się rodzi – i na pewno wie, co robi.
Dojść do boskości to utrwalić się w historii ludzkiej nieomal na wieczność. Chciałeś być bogiem jasnym, pomnażającym szczęście i dobrobyt, bogiem wspominanym czule? Nie, z tego pragnienia musisz wyzwolić się na początku. To marzenie jest zbyt śmiałe. Musisz zawsze pamiętać, ze znajdą się heretycy, renegaci, ograniczeni rozumowcy, którzy poczną szperać po twojej świętej biografii i nawet twoje rzeczywiste cnoty podszyją intencją sprośną lub wręcz trywialną. .Ale boskości nie utracisz – wyzbywszy się świętości zyskasz bowiem na diabelstwie; nie możesz zostać zbawicielem, będziesz przecież demonem. Wybierając boskość nigdy bowiem nie wybierzesz. sobie moralności, wizerunku etycznego – z tego musisz z góry zrezygnować na rzecz zwykłych śmiertelników, to jasne, osiągniesz jednak to o czym marzyłeś od zarania: trwałą ingerencję (obojętne – negatywną czy pozytywną) w losy tego świata, moc i trwanie.
Wysiłek bogów niech właśnie będzie taki – od razu, od pierwszych kroków na drodze osiągnięcia boskości rozdzielić ją z etyką. Jeśli naprawdę jesteś cnotliwy, czeka cię droga ciernista. Ani przez chwilę nie wątpimy, że piękne i prawdziwie bezinteresowne czyny potrafią ludziom imponować i niekiedy zjednywać ich wdzięczność. Osłabiają jednak niepomiernie pozycję ich sprawcy: wychylony na zewnątrz, altruistyczny, cieszy się realnymi efektami swej pracy, coraz bardziej zapominając o sobie, o szybkim i energicznym przelewaniu tych zysków na własne konto. Gdy inni porastają w dobra, on się pauperyzuje – następuje wyrównanie, bezruch, ohydna entropia, która nieuniknienie oddala od boskości. Ponadto prawdziwa etyka jest czymś niezwykle uporządkowanym, logicznym, przejrzystym – intencje i czyny układają się w nudny porządek przyczyn i skutków -a powiedzcie sami, czy bóg może być nudny, logiczny, przejrzysty? Skoro prędzej czy później mamy zejść do Juliusza, w tym miejscu spotkajmy się z Katonem, Świętym Franciszkiem epoki cezarejskiej, który również ubiegał się o laur nieśmiertelności i czynił to na drodze cnoty. Nie, panowie, nie jesteśmy naiwni, ta piękna scena z Plutarcha – scena męczeńskiej Śmierci – jest wyraźnie sfałszowana. Fontenelle, który podsłuchiwał rozmowy zmarłych (a szczególnie Małgorzaty Austriackiej z Hadrianem) mógłby dziś dużo powiedzieć na temat, jak ta Śmierć była na sobie wymuszona, dla innych reżyserowana, a w rozgrywce z Juliuszem Cezarem spożytkowana na zasadzie konia szachowego. Gdyby Katon był święty, byłby bezinteresowny – skoro był interesowny, znaczy. że bardziej niż święty wolał być boski.
Skoro jednak bóstwu nie wolno – za żadne skarby! – ulegać pokusom niekłamanej dobroci, przestępstwem wobec własnej wielkości byłaby postawa skrajnie antymoralna. Konsekwentny okrutnik nie jest w niczym bliższy boskości, niż konsekwentny Święty. Spójrzmy zresztą na wierzenia poczciwego ludu: czy p r a w d z i w y, w i e l k i diabeł w czymkolwiek przypomina rozbestwione zwierzę? Owszem, te małe kundle diabelskie, te diabły trzeciej czy czwartej kategorii – one mogą być kosmate, wyszczerzające na świat zęby, krom .chamstwa nie znające żadnych uczuć. Dlatego zresztą są małe i ostatecznie w szkodliwości ograniczone. Gdyby Juliusz rozegrał Wojnę Domową na tej samej zasadzie, co wojnę w Galii, byłby właśnie takim małym, kosmatym kundlem. W książce antykwariusza, pana Jacka Bocheńskiego, ta cudowna przezorność i przewrotność Juliusza Cezara stanowi chyba najznakomitszy kąsek.
Pomnik Juliusza Cezara w Rzymie
W Galii Juliusz Cezar zachowywał się niepospolicie źle. Czy dlatego, że był złym człowiekiem? Otóż to. Chytrość kandydata, na boskość polega właśnie na tym, że nigdy nie wiemy, kiedy jest sobą, bo czy ktokolwiek wie na pewno, jaki jest bóg? Sądząc z niebylejakich skłonności do niewiast, wyobrażam sobie Juliusza (przy walnej pomocy pana Bocheńskiego) jako strukturę raczej łagodną, a nawet nieco rozlazłą. Czyżby więc Juliusz dostosowywał się tylko do dzikości i zwyrodnienia przeciwnika? Ależ, prokonsul Pompejusz był trzykroć dzikszy i bardziej rozpasany, niż Dywijaks Ariowist i Wercyngetoryks razem wzięci. Dla Pompejusza Cezar starał się być. wspaniałomyślny, wobec jego sprzymierzeńców – elegancki. Więc dlaczego ta przewrotna, zaskakująca kolejność metod?
Jeżeli powiemy, że po to, aby trudniej było zgadnąć, zniżymy się na poziom naiwnych i swawolnych dzieci, ale równocześnie dotkniemy obnażonego jądra boskości.
Odeszliśmy od tych szczególnych czasów, kiedy ufano, iż wszystko i bez. reszty – a więc i historię bez reszty – da się wytłumaczyć na zasadach racjonalizmu. Dzieje to wielka machina, pełna zębatych kółek, sprężynek – i wystarczy jedynie poznać jej schemat, aby wskazywała same szczęśliwe godziny. (Były to w końcu czasy, kiedy nawet królowie zajmowali się zegarmistrzostwem i to tuż przed udaniem się na gilotynę). Dziś pozostała nam dążność do szukania praw powszechnych – na to zgoda! – dzisiaj (z niemałym powodzeniem) staramy się te prawa wykorzystywać w pragmatyce społecznej, ale dzisiaj posiadamy już świadomość wyjątku. Jest w historii ludzkości pewna złowieszcza szczelina – szczelina irracjonalizmu. Możemy się pocieszać, że w miarę pomnażania się wiedzy ludzkiej, w miarę wzrostu etyki, ucywilizowania człowieka, szczelina ta będzie się .pomniejszać. Czy kiedykolwiek zniknie w ogóle?
Bogowie, a. w ich rzędzie Caius lulius Caesar, o szczelinie irracjonalizmu wiedzieli grubo przed nami. Lubili prowadzić w jej pobliże całe narody, aby je połykała. „Jak to jest możliwe? Jak to stać się mogło?” Pytania od wieków tłukące się po tym globie – i bardzo lube uszom bogów.
Bóg się rodzi – i na pewno wie, co robi.
Prawdziwie irracjonalną potrafi bowiem być tylko natura. Ona jest tylko spontaniczna, wyzbyta z samowiedzy, z planu. Człowiek – kandydat na boga, niestety, nigdy nie osiągnie chaotyczności z niekonsekwencji natury. Musi więc ją pozorować. Rozpatrzmy rzecz na przykładzie podsuniętym przez antykwariusza:
Utarło się w ludzkim myśleniu, że aby dokonywać podbojów, trzeba zorganizować armię. Taki prosty wniosek poddaje nam nasza zdradliwa logika. W granicach tej logiki mieści się jeszcze obraz szaleńca, który z motyką rusza na słońce, a czasami nawet cos w ten sposób osiąga. Choć budzi w nas niesmak połączony ze zgrozą, przecież pozostaje dostępny naszemu rozumieniu. Postępuje w końcu jak człowiek, tyle, że szalony.
Aby być bogiem, należy porządek rzeczy odwrócić całkowicie: Caius Iulius Caesar dokonuje podbojów w Galii, aby zorganizować w ł a s n e wojsko. Przyczyna staje się skutkiem; skutek – przyczyną. Ale to zaledwie wstęp. Cezar będzie ratował republikę przez dążenie do monarchii. Obieca ocalić demokrację, jeśli otrzyma prawa dyktatora. Absurdy? Ależ tak! Jak najwięcej absurdów! Absurdy w rzeczach małych, ograniczonych, kompromitują autora – te same niedorzeczności w skali najszerszej, w skali Imperium, świadczą tylko o jego boskości. Gniew ludu rychło ustępuje przed osłupieniem, niedowierzanie przed fanatyzmem wiary: „skoro ON ośmiela się na takie łamanie ustalonego porządku, skoro nie ograniczają go żadne znane nam prawa, widać z lego, że jest bogiem! Niech sobie chryzostom Cicero połknie własny język, Cezar zwycięży!”
Ciąg dalszy – część II