Maciej Szczawiński
Skacząc po półkach odc. 50
Archiwum autorskie
Maciej Szczawiński
Skacząc po półkach odc. 50
Blog to najbardziej demokratyczny w swym wymiarze sposób wymiany myśli, informowania o sobie, tworzenia własnego wizerunku i wchodzenia w interakcje z odbiorcami. Jacek Bocheński pokazuje, że z bloga można stworzyć coś na kształt gatunku literackiego. Pokazać, że ta forma wypowiedzi może być wyjątkowo wartościowa, ale przede wszystkim celowa, bo nie mamy tutaj do czynienia z niezdrowym ekshibicjonizmem, lecz z przemyślaną – miejscami dwupoziomową – konstrukcją fantazji połączonej z żarliwą publicystyką. „Justyna. Blog drugi”, zbiór zawierający zapiski autora z lat 2015-2018, to swoista recydywa w konwencji, ale tak naprawdę opowieść o tym, co znaczą… rzeczy drugie, powtarzalność, konsekwencje wchodzenia w podobną formę, wyrażania siebie ponownie. Okazuje się, że zrobienie czegoś ponownie wcale nie wiąże się z taką pewnością siebie, bo powtórzenie doświadczenia może być samo w sobie doświadczeniem nowatorskim. Autor w intrygującej konwencji opowiada o tym, że niekoniecznie kształtuje nas rzecz pierwsza, a być może dopiero jej odbicie, pojawienie się po raz kolejny w odpowiednim miejscu i czasie, pośród pozornie oswojonych już okoliczności.
To jest inteligentna książka, która bawi, ale jednocześnie zasmuca. Poczucie humoru autora, a także jego sposób portretowania ludzkich relacji czynią z tej narracji tekst wyjątkowo dowcipny. Bocheński jednak opowiada z innego poziomu, nie igra z konwencją zmyślenia i dwuznaczności. Fragmenty tego dziennika będące komentarzem do ważnych zdarzeń z najnowszej historii Polski oraz świata są jednocześnie wyrazem humanistycznego zatroskania o rzeczywistość, w której tak często, ostatnio coraz częściej, oczekuje się jasnych deklaracji, wąskiego oglądu zjawisk, stronniczości i wybiórczości, co w gruncie rzeczy doprowadza do tego, że zarówno Polska, jak i szeroko pojęty Zachód zapominają o złu dyktatów… jednocześnie widząc atrakcyjność w ich ponownym powstawaniu. To też są rzeczy drugie. Bardzo mroczne.
„Justyna. Blog drugi” to w dużej mierze autorskie imaginarium na temat wchodzenia w bliską relację z kobietą. Uważam, że konwencja opowieści o przyciąganiu i odpychaniu specyficznej pary – starszego mężczyzny i poszukującej, ambitnej młodej kobiety – wypada u Jacka Bocheńskiego dużo ciekawiej niż na przykład u Jerzego Pilcha. Dlaczego? Przede wszystkim jest wieloznacznie w niepowtarzalny sposób. Prowokująco nie tyle ze względu na status znajomości, ile przede wszystkim na konsekwencje tej relacji dla autora narracji. Fascynacja kobietą, której biografia i tożsamość zarysowują się w ścisłym związku z tożsamością opowiadającego, przekształca się w misterną opowieść o wchodzeniu w zależności, ale także o sztuce kompromisu. Bocheński bawi i intryguje, czyniąc tytułową Justynę fantazją o sobie samym i swoich potrzebach, oczekiwaniach życiowych. Świadomie się powtarza, ale podkreśla, jak ważne jest powtórzenie – zrobienie w życiu czegoś po raz drugi, napisanie w podobnej konwencji, odwołanie do czegoś, co tylko pozornie wydaje się wtórne. Świetne jest to, że śledząc opisaną relację, można szukać furtek interpretacyjnych w tym, co powszechnie o autorze wiemy. Ale to też ciekawa rzecz o kreacji. Indywidualizmie, któremu można przyjrzeć się z dystansu. Jacek Bocheński gra z konwencją wizerunkowości. Nie napisze swojego biogramu, nie jest jego celem wskazywanie wprost, co przeżywa i myśli, lub odnoszenie się bezpośrednio do tego. Chyba że porzuca swoją Justynę i przechodzi do komentowania rzeczywistości.
Autora interesują przemiany, jakich doświadcza Polska, ale także oblicza przemian świata niebezpiecznie kierującego się w stronę uproszczeń i idących za tym uprzedzeń. Bocheński przygląda się temu, co towarzyszy naszym dzisiejszym wyborom – zastanawia się, czy jest to myślenie o przeszłości, czy twórcze zaangażowanie w przyszłość. Analizuje kondycję społeczeństw, jednocześnie skupiając się na pewnych mechanizmach warunkujących ich dzisiejsze funkcjonowanie. Kiedy żegna Justynę, wydobywa się ze sfery intymnej autoanalizy na rzecz bacznego obserwowania świata wokół. I to zderzenie – intymnej fantazji oraz bezkompromisowej często próby odpowiedzi na pytanie o to, co złego dzieje się z Polską – czyni z tej książki świadectwo dwóch rodzajów zaangażowania. To wchodzenie w głąb i autoanaliza, ale także dostrzeganie siebie, świadomego odbiorcy przemian, które niepokoją. Pośród tego wszystkiego znajdziemy także autotematyczne gry z czytelnikiem mające na celu zwrócenie uwagi na to, czym jest język, jak opisuje rzeczywistość i jak wchodzi w interakcję autora z czytelnikiem.
Bocheński chce postawić na „trafny sens”. Wykorzystuje formułę bloga, by pokazać pewną funkcjonalność tych opowieści, które oddalają się od nadmiernej metaforyki, punktują rzeczy i relacje międzyludzkie we właściwej proporcji, nazywają kwestie wieloznaczne za pomocą czytelnych słów. Ale przecież od początku do końca rozgrywa przed nami spektakl wieloznaczności opowieści o relacji, w której to on pozornie daje więcej, ale jednocześnie zyskuje. Samoświadomość? Zależy, kim w naszej wyobraźni stanie się Justyna. I jak potraktujemy pewną dwutorowość tej książki. Jej specyficzną enigmatyczność, która wchodzi w tak silny związek z tym, co dosadne i wyrażone wprost.
„Justyna. Blog drugi” to także autorska próba ujęcia tematu miłości, o której napisano już wszystko i w każdej konwencji. Pozostają fantazje o czymś czułym i wzruszającym. Są przeciwwagą dla złości i buntowniczości fragmentów publicystycznych. Kształtuje się tu pewna harmonia. Bocheński równoważy dwa sposoby opowiadania nam o sobie i tym, co go otacza. To też narracja o ważnej dychotomii – tworzą ją świat wirtualny i doznania świata realnego. W jaki sposób uczestnictwo w działaniach formujących globalną sieć wpływa na nasze działanie jednostkowe? Odczuwanie i odbieranie samego siebie? Bo wszystko zaczyna być kwestią wizerunku i wykreowanej konwencji. Książka Jacka Bocheńskiego zmusza do zastanowienia nad tym, jaka jest celowość pewnych iluzji. A także nad tym, po co iluzje kreujemy. Bo mogą być piękne, ale także destrukcyjne.
Blog krytyczno-literacki Jarosława Czechowicza „Krytycznym okiem” – Tytuł recenzji: Rzeczy drugie
„Zapamiętani” – „W.A.B.”, Warszawa 2013, ISBN 978-83-7747-961-2.
Jacek Bocheński, pisarz i publicysta, prezentuje sylwetki najwybitniejszych przedstawicieli polskiego środowiska literackiego XX wieku, m.in. Jerzego Andrzejewskiego, Zbigniewa Herberta, Jana Parandowskiego czy Tadeusza Borowskiego. Bocheński przedstawia ich jako swoich znajomych i przyjaciół.
„Tyberiusz Cezar” – „Świat Książki”, Warszawa 2009, ISBN 978-83-247-1556-5
Mądrość, groza i rozpusta starożytnego Rzymu
Znakomity pisarz zamyka po latach swój antyczny tryptyk, stawiając się w roli „przewodnika wycieczki” po czasach i tajemniczym życiu cesarza Tyberiusza.
Kim naprawdę był człowiek rządzący Rzymem między 14 a 37 rokiem n.e.: okrutnym dziwakiem czy „niezrozumianym przez ludzi samotnikiem”? Autor zabiera nas, „turystów”, w podróż na Capri, Rodos i do Rzymu, oprowadzając zarówno po ówczesnym, jak i dzisiejszym świecie, tropiąc m.in. dawne związki astrologii z polityką, pikantne życie obyczajowe i wciąż aktualną „propagandową grę pozorów”. Na frapującą lekturę składają się anegdoty, sceny dialogowe, monologi wewnętrzne Tyberiusza, głosy historyków i ponadczasowe refleksje.
(nota wydawcy)
Lecz nie życie intymne najsłynniejszego mieszkańca Capri stoi w centrum literackiego przedstawienia. Istotniejsze wydają się refleksje dotyczące polityki, etycznych dylematów historii, porządku świata, losu.
Dariusz Nowacki, „Gazeta Wyborcza”, maj 2009
Wbrew sugestii, jaka płynie z tytułu, powieść tego prozaika to nie tylko historia rzymskiego władcy z I w. n.e., ale również garść gorzkich refleksji nad istotą życia politycznego..
„Polska”, maj 2009
Wbrew sugestii, jaka płynie z tytułu, powieść tego prozaika to nie tylko historia rzymskiego władcy z I w. n.e., ale również garść gorzkich refleksji nad istotą życia polityczsego, pożądaniem władzy, zepsuciem moralnym, uczuciową pustką. Granica między historią odległą od nas i refleksją nad teraźniejszością jest zatem tu płynna.
„Dziennik Polski”, maj 2009
(ze strony internetowej „Świata Książki”)
Akwaforta z 1910 r. przedstawiająca Tyberiusza przyjmującego kurtyzany”
Elżbieta Konończuk
Uniwersytet w Białymstoku
Historia w ofercie turystycznej.
Opowieść Jacka Bocheńskiego o Tyberiuszu
fragmenty pracy zamieszczonej w Białostockich Studiach Literaturoznawczych – I 2010 – Roczniku Wydziału Filologicznego Uniwersytetu w Białymstoku
Były antykwariusz i konferansjer w roli pilota wycieczki
Podjąłem się, szanowni państwo, nowej funkcji. Ja, były antykwariusz, w pewnym okresie konferansjer, zmieniłem raz jeszcze zawód. Będę pilotem wycieczki. Ale na razie dopiero ćwiczę[1].
Tak przedstawia siebie narrator powieści Jacka Bocheńskiego, zatytułowanej Tyberiusz Cezar, wydanej w 2009 roku. Pilot wycieczki jest zatem trzecim wcieleniem narratora tryptyku rzymskiego, który w Boskim Juliuszu (1961) wystąpił w roli antykwariusza poszukującego prawdy o Juliuszu Cezarze, w Nazo poecie (1969) – w roli konferansjera widowiska estradowego, dociekającego przyczyn konfliktu Owidiusza z Oktawianem Augustem.
Powieść Tyberiusz Cezar – podobnie jak Boski Juliusz i Nazo poeta – rozumiem jako tematyzującą proces poszukiwania dostępu do przeszłości[2]. Odsłaniają one warsztat historyka-amatora, który w Boskim Juliuszu, jako antykwariusz handlujący okruchami przeszłości, próbuje zbudować jej obraz, nieciągły i fragmentaryczny. W Nazo poecie historyk-amator wprowadza historię na scenę, czyniąc ją przedmiotem popularnego widowiska, a tym samym ukazując mechanizmy komercjalizacji przeszłości. Z kolei w Tyberiuszu Cezarze dostęp do przeszłości możliwy jest dzięki podróży, której cel stanowi turystyka historyczna. Jak we wcześniejszych powieściach Bocheńskiego antykwariat i scenę, tak w przypadku tu omawianej właśnie podróż należy uznać za metaforę dostępu do przeszłości[3]. Aby doświadczyć przeszłości, trzeba bowiem udać się w podróż, rozumianą zarówno dosłownie jako przemieszczanie się w przestrzeni w poszukiwaniu miejsc noszących ślady przeszłości, jak też rozumianą metaforycznie jako podróż w czasie. Metafora podróży wyraża takie doświadczenie, które Frank Ankersmit nazywa „doświadczeniem historycznym”, a które – jak twierdzi – poprzez natchnienie prowadzi do bezpośredniego kontaktu z przeszłością[4]. Podróż do miejsc historycznych zazwyczaj motywowana jest potrzebą bezpośredniego z nimi kontaktu, który staje się namiastką zmysłowego doznawania rzeczywistości minionej, zapośredniczanej przez ruiny, zbiory muzealne lub dzieła sztuki.
Tematem powieści Bocheńskiego jest właśnie historia rozumiana jako ważny i atrakcyjny element oferty turystycznej. Przedstawiona w niej podróż do starożytności – realizowana jako forma turystyki historycznej – pilotowana jest przez narratora, w którym, podobnie jak w narratorach wcześniejszych części trylogii rzymskiej, można rozpoznać rysy autora. On sam w książce Antyk po antyku tak oto pisze o swojej decyzji przystąpienia do pisania omawianej tu powieści:
Wiedziałem, co zrobię w książce. Wycieczkę! Byłem przedtem antykwariuszem, konferansjerem, będę teraz pilotem wycieczki. Pojedziemy na Capri do Willi Jowisza, a tych młodych archeologów, marksistów, też zabiorę, w ogóle sproszę turystów z całego świata, różne narodowości, jak to na Capri. No i naturalnie Polaków bez dewiz. Ależ oczywiście, wszystkim obywatelom krajów socjalistycznych mogę w swojej książce o Tyberiuszu zapewnić bezpłatnie rewelacyjną wycieczkę[5].
Powieść Tyberiusz Cezar składa się z czterech części zatytułowanych kolejno: Prospekt 1970, Fantazja 2005, Pornografia 14-26, Horror 26-37 oraz epilogu Śmierć stróża 1973. Daty w tytułach – oprócz tych odsyłających do biografii Tyberiusza – odnoszą się do realnego czasu pracy pisarza nad utworem. Pozwalają łączyć czas narracji z czasem, w którym przebiega proces twórczy, a tym samym rozpoznać w głosie narratora głos pisarza. W ten sposób wprowadzona zostaje do powieści refleksja autotematyczna.
W pierwszej części – pisanej i rozgrywającej się w 1970 roku – narrator przygotowuje prospekt wycieczki na Capri, której celem jest odkrycie tajemnic Tyberiusza. Uczestnikom wycieczki proponuje różne drogi dochodzenia do wiedzy o świecie starożytnym. Pierwsza – droga w realnej przestrzeni – prowadzi przez wyspę, gdzie w willach, grotach, gajach i leśno-górskich uroczyskach przewodnik szuka śladów dawnej obecności cezara, aby poprzez nie unaocznić turystom przeszłość i umożliwić obcowanie z nią. Druga – rozumiana metaforycznie – wiedzie do Tyberiusza poprzez przekazy historyczne, co narrator rozumie jako „przeprawianie się przez Tacyta”[6], a więc studiowanie jego Roczników. Trzecia droga do przeszłości – indywidualna dla każdego uczestnika wycieczki pilotowanej przez narratora –prowadzi natomiast przez introspekcję, a więc utożsamienie z emocjami i doznaniami starożytnych postaci.
Wszyscy mogą wziąć udział w pasjonującej wycieczce z cezarem w Tyberiuszem tle. Oto najnowszy, prawdziwie awangardowy rodzaj turystyki. Nie ma mowy o sennym wałęsaniu się z aparatem fotograficznym, wystawaniu przez martwymi posągami w muzeach, jałowym gapieniem się na łuki triumfalne, świątynie i akwedukty! Nikt nie będzie nigdzie jeździć tak sobie, żeby tylko popatrzeć. Przestawiamy się na metody nowoczesne, na turystykę zaangażowaną! Każdy, kto znajdzie się z nami w podróży, zostanie natychmiast ogarnięty żywym tokiem dziejów i pobudzony do działania jako czynny uczestnik historii[7].
Przedstawiona turystom metoda wcielania się w starożytne postaci, stanowiąca atrakcję proponowanej przez narratora tzw. „turystyki zaangażowanej”, umożliwia uczestniczenie w wydarzeniach z przeszłości.
W drugiej części – pisanej i rozgrywającej się w 2005 roku – pilot starszy o trzydzieści pięć oprowadza turystów, którzy żyjąc już w świecie przemienionym politycznie i obyczajowo zmienili też swoje oczekiwania wobec historii. Tematem tej części jest podróż Tyberiusza na Rodos. Cezar-turysta staje się klientem pilota, który – jako narrator – przejmuje nad nim władzę i kreuje jego obraz zgodnie z zapotrzebowaniem odbiorców historii, według zasady, że obraz przeszłości więcej mówi o czasie, w którym jest kreowany, niż o samej przeszłości. Podczas trzydziestu pięciu lat popularyzowania wiedzy historycznej przez narratora-pilota wycieczek zmieniali się zarówno turyści, jak i „odwiedzany” przez nich Tyberiusz. Używane przez narratora określenia „Tyberiusz 2005” lub „Tyberiusz 2000 ileś” oddają istotę kreacji postaci historycznej właśnie z perspektywy odbiorców, którzy stają wobec minionej rzeczywistości ze zmieniającym się zasobem wiedzy oraz ze zmieniającymi się oczekiwaniami, co niewątpliwie ma wpływ na cel i rezultat poznania.
W części trzeciej i czwartej realizowany jest projekt „turystyki zaangażowanej”, umożliwiający zwiedzającym bezpośrednie doświadczenie przeszłości. W ofercie uatrakcyjniającej wycieczkę pilot proponuje wejście na posiedzenie senatu – godne, jak podkreśla, transmisji telewizyjnej – na którym Tyberiusz przejmuje władzę na mocy testamentu Oktawiana Augusta. Turyści XXI wieku wędrują bowiem po starożytności w poszukiwaniu sensacji na miarę pierwszych stron gazet czy „breaking newsów”. Inną atrakcją „angażującą” uczestników wycieczki w wydarzenia z życia cezara jest udział w swoistym performance, w perwersyjnych pokazach uciech cielesnych, wprowadzających w atmosferę ostatnich lat życia Tyberiusza, jak przedstawia je Swetoniusz, nazywany przez pilota goniącym za sensacją dziennikarzem.
W epilogu narrator-pilot kończy wycieczkę wspomnieniem o Peppino, poznanym podczas pierwszej wyprawy turystycznej stróżu i przewodniku turystów na Monte Tiberio, wiernym strażniku dobrego imienia Tyberiusza. Wspomnienie to – przez nawiązanie do pierwszej wyprawy narratora w roli pilota w 1970 roku – stanowi ramę narracyjną. Pełni ono jednocześnie funkcję ramy autotematycznej, gdyż narrator wobec faktu, że spotkani na Capri w 2005 roku przewodnicy nic nie wiedzą o Peppino, przyznaje, że wiedzę o jego śmierci czerpie z „realu”, odsłaniając w ten sposób kulisy procesu twórczego, co pozwala w narratorze rozpoznać autora.
Narracja w Tyberiuszu Cezarze zasługuje na szczególną uwagę. Bocheński proponuje tu – podobnie jak we wcześniejszych częściach tryptyku rzymskiego – formę wypowiedzi skierowanej do konkretnego interlokutora, wpisanego w sytuację narracyjną. W Boskim Juliuszu są to klienci antykwariatu, w Nazo poecie – publiczność przybyła na widowisko estradowe, natomiast w omawianej tu powieści adresatami słów pilota są uczestnicy wycieczki. Tyberiusz Cezar kontynuuje zatem – realizowaną w poprzednich powieściach – formę monologu wypowiedzianego w najogólniejszym rozumieniu, jako utwór będący przede wszystkim aktem mówienia[8]. Narracja w tej powieści, przy dominującym monologu wypowiedzianym, nie jest jednorodna. Autor łamie bowiem zasadę kierowania wypowiedzi do milczących adresatów, którymi w tym przypadku są turyści i postaci historyczne. Interlokutorzy ci są obecni, chociaż tylko poprzez wypowiadane kwestie, przekazane w warstwie graficznej drukiem pochyłym. Nie będąc wprowadzonymi do utworu jako bohaterowie, są jedynie głosami oddającymi napięcie między pilotem i z jednej strony uczestnikami wycieczki, z drugiej zaś postaciami historycznymi. Tak więc sytuacja narracyjna – przebiegająca w scenerii Rzymu i Capri – w której „rozmówcami” historyka-pilota są turyści i postaci historyczne sprzyja dialogizacji monologu. W takim chwycie narracyjnym można rozpoznać tradycję powieści historycznej Teodora Parnickiego, w którego powieściach przeszłość jawi się niby koncert wielu głosów. U Bocheńskiego, podobnie jak u Parnickiego, historia przyjmuje zatem formę wielogłosowej wypowiedzi, gdyż – jak twierdzi narrator, kontynuując tradycję autora Tylko Beatrycze – „żyjemy przecież w kilku czasach równolegle”[9].
[1] J. Bocheński, Tyberiusz Cezar, Warszawa 2009, s. 24.
[2] Problem ten jest przedmiotem mojej książki W poszukiwaniu dostępu do przeszłości. O powieściach warsztatowych Hanny Malewskiej i Jacka Bocheńskiego, Białystok 2009. Proponuję w niej interpretację tylko dwu pierwszych powieści Bocheńskiego, ponieważ powieść Tyberiusz Cezar ukazała się po jej wydaniu.
[3] Kategorii metafor „dostępu” w nieco innym rozumieniu używa Jerzy Topolski, nazywając tak metafory wykorzystywane w retoryce pisarstwa historycznego dla zobrazowania relacji między źródłem a rzeczywistością, do której ono odsyła. Przykładem takich metafor jest porównanie źródła do szyby, okna, soczewki czy lustra. Zob. J. Topolski, Czy historyk ma dostęp do przeszłej rzeczywistości? Problem źródeł historycznych, w: Historia: o jeden świat za daleko?, pod red. E. Domańskiej, Poznań 1997, s. 60.
[4] F. Ankersmit, Język a doświadczenie historyczne, przeł. S. Sikora, w: tenże, Narracja, reprezentacja, doświadczenie. Studia z teorii historiografii, pod red. E. Domańskiej, Kraków 2004, s. 224.
[5] J. Bocheński, Antyk po antyku, Warszawa 2010, s. 179. W eseju Przypis do „Tyberiusza Cezara”, zamieszczonym w tej książce, autor opisuje swoje wyprawy śladami Tyberiusza, które odbył w latach 1970, 1973 oraz 2005. Antyk po antyku wprowadza zatem autotematyczny i autobiograficzny kontekst dla lektury trylogii rzymskiej.
[6] J. Bocheński, Tyberiusz Cezar, s. 19.
[7] Tamże, s. 47-48.
[8] Por. M. Głowiński, Gry powieściowe. Szkice z teorii i historii form narracyjnych, Warszawa 1973, s. 143.
[9] J. Bocheński, Tyberiusz Cezar, s. 195.
Narracje historyczne w ofercie turystycznej
Narrator-pilot wycieczki – były antykwariusz i konferansjer – proponuje swoim klientom „rewelacyjną ofertę podróży w inne czasy i przestrzenie”[10]. Bocheński, czyniąc podróż tematem powieści o przeszłości, nadaje podróży wartość metafory epistemologicznej.
Małgorzata Czermińska, badając fenomen podróży jako doświadczenia życiowego, ważnego w procesie kształtowania się tożsamości człowieka, wykorzystuje do opisu tego zjawiska kategorię „schematu narracyjnego”[11]. Kategoria ta łączy w sobie dwojakie rozumienie narracyjności podróży. Po pierwsze – w rozumieniu podróży jako formy zachowania społecznego – narracyjność, odnosząca się do struktury wiedzy o rzeczywistości, wyznacza porządek pojmowania świata przez człowieka będącego w drodze. Po drugie – w rozumieniu podróży jako gatunku piśmiennictwa – narracyjność odsyła do kulturowo utrwalonych wzorców kompozycyjno-fabularnych. Czermińską interesuje zatem podróż jako rodzaj zachowania człowieka, któremu przyświeca określony cel praktyczny, a jego realizacja możliwa jest dzięki przemieszczaniu się w przestrzeni. Różnorodność celów skłaniających do wyruszenia w drogę, a w konsekwencji różnorodność form ich realizacji, decyduje o wielości kulturowych wzorców podróżowania, a tym samym o wielości „schematów narracyjnych”, w które podróżnicy wpisują swoje relacje. Badaczka zwraca więc uwagę na inny porządek narracyjno-fabularny relacji z wojażu odbytego w celach handlowych, dyplomatycznych, zdobywczych, edukacyjnych, naukowych, rozrywkowych, czy też w celu odpoczynku[12]. Do wymienionych tu wzorców relacji z odbytych wypraw można dołączyć także ten zaproponowany przez Bocheńskiego w Tyberiuszu Cezarze. Powieść ta wpisuje się bowiem w „schemat narracyjny”, przekazujący doświadczenia podróży w celu turystycznym.
Wykreowana przez Bocheńskiego sytuacja narracyjna, w której narrator oferuje uczestnikom pilotowanej przez siebie wycieczki – w ramach turystyki historycznej – podróż w przeszłość, jest w istocie szczególną sytuacją poznawczą zarówno dla pilota, jak i turystów. Pilot, a właściwie historyk występujący w tej roli, jest z racji swojej funkcji popularyzatorem wiedzy o przeszłości, a więc „opowiadaczem” przyjmującym za cel wytworzenie w wyobraźni odbiorców obrazu minionej rzeczywistości. Pilot Bocheńskiego – niegdyś antykwariusz – posługujący się łaciną i świetnie znający źródła starożytne, proponuje swoim klientom „narrację historyczną”, która nie jest lekkim, atrakcyjnym produktem na użytek turystów, lecz elementem tzw. przez niego „turystyki zaangażowanej”, gwarantującej czynne uczestnictwo w dziejach.
(…) służę rewelacyjną ofertą podróży w inne czasy i przestrzenie. Do basenów Tyberiusza, oczywiście, ale nie tylko! Oferta będzie urozmaicona, powiedziałbym – wszechstronna, zróżnicowana, dostosowana do indywidualnych pragnień państwa[13].
Opowieści historyka-pilota kierowane do różnych adresatów (kobiet, mężczyzn, pisarzy, studentów historii, morderców), pochodzących z różnych epok (z lat siedemdziesiątych XX wieku i z pierwszej dekady wieku XXI) są przykładem rozumienia historii jako narracyjnego porządku kompozycyjno-fabularnego, jako produktu zależnego od społecznej roli nadawcy, charakteru odbiorcy oraz czasu i miejsca jego wytwarzania. Na przykład w specjalnej ofercie turystycznej adresowanej do kobiet, pilot – za Swetoniuszem – rekonstruuje w swojej opowieści proces Wistylli, żony Tytydiusza Labeona, o nadanie jej licencji nierządnicy[14]. Narrator, nie stroniąc od lekkich tonów, aktualizuje temat zdrady i poddaje go turystkom, często ulegającym wakacyjnej lekkomyślności, pod rozwagę.
W ofercie skierowanej do pisarzy narrator opowiada historię Owidiusza, poety wygnanego z Rzymu przez Oktawiana Augusta. Przypisuje temu faktowi przełom w literaturze rzymskiej, a mianowicie przyjęcie przez pisarzy nowych postaw – niezaangażowania w życie społeczno-polityczne, porzucenia roli autorytetu moralnego – a w konsekwencji zaproponowanie nowych form literackich. Jako przykład przedstawia narrator postawę Waleriusza Maksymusa, autora poczytnego dzieła, dedykowanego Tyberiuszowi, które stanowi, uporządkowany tematycznie, zbiór anegdot o słynnych wydarzeniach. Nazywa go „kolekcjonerem literackim”[15]. Innym wzorem zaproponowanym pisarzom-turystom jest Fedrus, autor bajek, gatunku typowego dla „ludzi w służbie i niewoli”[16], którzy nie mając odwagi mówić wprost, tworzą alegoryczne przedstawienia, aby uniknąć prześladowań.
W narracji historycznej dla morderców, a więc osobowości z zamiłowaniem do silnych wrażeń, chcących poznać słodycz zabijania, pilot proponuje turystykę angażującą w rolę kata, toteż pyta: „A co byś przeżył, gdybyś w tamtych czasach, za rządów Tyberiusza, został rzymskim katem w więzieniu przy świątyni Zgody?”[17]. Tematem jego opowieści jest wykonanie wyroku śmierci na córce straconego wcześniej Sejana. Opis okrutnego czynu, przekazany w drugiej osobie, a więc zwrócony bezpośrednio do odbiorcy, ma na celu wzbudzić jego emocje i dać mu poczucie obecności w starożytnym Rzymie.
Przywołane tu przykłady różnych porządków fabularnych skierowane są do różnych odbiorców historii, zgodnie z zasadą narratora:
Każdemu wedle gustu, proszę państwa. Przeżyjecie w podróży wszystko, co jest i było dane. Przeszłość i współczesność zmieszają się, przeszłość i współczesność rozdzielą się: każdemu wedle uznania. Dobrze – powiadacie – ale gdzie w końcu zajedziemy? Jaki jest cel podróży? (…) Nie znamy jej celu, ale dokładnie przewidujemy wynik. Bądźcie spokojni: jedynym wynikiem może być powrót. (…) Rozejdziecie się do domów i poświęcicie się na nowo swoim codziennym zajęciom[18].
Celem wycieczki – jak podkreślają turyści – jest rozrywka, a zatem żądają od pilota atrakcji zapewniających im przyjemne spędzenie czasu w starożytnym świecie. Pilot zatem, w ramach specjalnej oferty, proponuje panom wyprawę do dzielnicy uciech i mieszczących się tam lupanarów. W reakcji na taką pozycję, obrażone panie wtapiają się w tłum zgromadzonych na Polach Marsowych, aby obejrzeć triumf Germanika. Zamiar szukania prawdy historycznej, towarzyszący przewodnikowi wycieczek na początku jego kariery, ustępuje w miarę upływu czasu pod naporem zmieniających się oczekiwań turystów, którzy ponad wiedzę źródłową przedkładają anegdotyczną wersję historii. Pilot zwraca się więc w ten sposób do klientów biura podróży:
(…) sami państwo mogą swobodnie decydować o doborze prawdy historycznej i tworzyć oferty dla siebie (…). Należałoby może tylko zastąpić niektóre przestarzałe, martwo brzmiące słowa jakimiś aktualniejszymi i zamiast o prawdzie mówić na przykład o produkcie, tak jak w pewnej chwili powiedział ktoś z państwa i jak mówią o wycieczkach dzisiejsze agencje turystyczne. Wycieczka do Willi Jowisza to jeden produkt, wycieczka do Willi Damecuta drugi produkt, do Groty Lazurowej trzeci, a mamy jeszcze mnóstwo innych produktów[19].
Narrator-pilot postawiony jest przez uczestników wycieczki w sytuacji, która obrazuje konflikt między poszukiwaniem prawdy historycznej, a wytwarzaniem produktu na potrzeby turystów. Oto podczas wyprawy do Groty Lazurowej klienci biura podróży zasypują pilota pytaniami o tajemnice tego miejsca. Ten jako znawca źródeł historycznych na większość pytań nie zna odpowiedzi, i – zgodnie ze stanem wiedzy historycznej – nie potwierdza wielu sensacyjnych hipotez, wysnuwanych przez autorów przewodników turystycznych. Chcąc pozostać wiernym prawdzie o przeszłości, próbuje przekonać turystów, że elementem wiedzy historycznej jest także niewiedza. Konkurencją dla pilota okazuje się wioślarz, którego łodzią wycieczkowicze wpływają do groty i który zabawia swoich klientów opowieściami o prywatnym basenie Tyberiusza słynącym z odbywających się tam orgii. Zapewnia turystów, że wie o tych faktach ze starożytnego rękopisu, który się zachował. Tym samym uzupełniając luki w wiedzy historycznej własną wyobraźnią, wytwarza produkt nie tylko oczekiwany przez klientów, ale też przekazany im w atrakcyjnej formie swoistego spektaklu w grocie, gdzie naturalną grę świateł, wywołującą niezwykłe wrażenia kolorystyczne, dopełnia chór wioślarzy, wykonujących pieśń O sole mio. Tak więc historia proponowana przez przewodników-amatorów, historia przeznaczona na sprzedaż, staje się w istocie zbiorem atrakcyjnych opowieści składających się na ofertę turystyczną.
Krzysztof Podemski zauważa, że opowieści o miejscach i związanych z nimi wydarzeniach budują znaczenia tych miejsc, wypełniając je łatwo kojarzonymi znakami. Wzbogacając przestrzeń turystyczną o treści historyczne, uatrakcyjniają ją i służą jej promocji[20]. Jednak – jak dodaje badacz – „to nie historia, lecz mit kreuje turystyczne widoki”[21].
Tematem wycieczki pilotowanej przez narratora, zorganizowanej w ramach turystyki historycznej, jest Tyberiusz, a właściwie „Tyberiusz 1970” i Tyberiusz 2000 ileś”, czyli ten sam, ale nie taki sam bohater proponowanych przez pilota narracji historycznych. Bocheński w Tyberiuszu Cezarze ukazuje mechanizm tworzenia opowieści o przeszłości jako fabuły warunkowanej czasem jej powstawania, a przez to mówiącej nie tylko o przedmiocie historycznym, ale też o autorze i o odbiorcy. Tematem analizowanej powieści – którą należy, podobnie jak dwie wcześniejsze części tryptyku rzymskiego, nazwać historiograficzną powieścią autotematyczną, problematyzującą warsztat historyka – jest zatem także proces percepcji narracji historycznej. Odbiorcy, turyści czy po prostu publiczność, jak nazywa swoich słuchaczy narrator – przywołując w celu zobrazowania dostępu do przeszłości metaforę spektaklu – zmieniają się w czasie, a tym samym zmieniają się ich gusty i oczekiwania wobec obrazu przeszłości. Inne jest bowiem uczestnictwo w spektaklu historii „publiczności 1970”, inne „publiczności 2000 ileś”. „Publiczność 1970” stanowią przybywający do Włoch z izolowanego od świata bloku wschodniego turyści, którzy z zazdrością oglądają wystawione na sprzedaż niezliczone towary, wieczorami przeliczają bilon z dokładnością do stu lirów, a żałując dolara na bułkę z serem i sałatą, zjadają przywieziony z kraju chleb z „posiwiałą” kiełbasą. Toteż uczestnicy wycieczki na Zachód mają poczucie przebywania poza rzeczywistością „w lunaparku szaleńców, którym się wszystko pomyliło z powodu rozbałamucenia i nadmiernego bogactwa”[22]. „Publiczność 2005” stanowią natomiast turyści przybywający już z „nowego świata”, którzy dzięki przemianom polityczno-ekonomiczno-społecznym przywykli do wolności i konsumpcjonizmu. W przeciwieństwie do uczestników wycieczki sprzed 35 lat, którzy w postawie zaangażowanej brali czynny udział w życiu politycznym starożytnego Rzymu, klienci biura podróży w 2005 roku – wiedząc, że obraz rzeczywistości kreują media – traktują przeszłość jako zbiór atrakcyjnych tematów, a historię jako produkt medialny, dobrze sprzedający się w kulturze popularnej. (…)
Elżbieta Konończuk, dr hab., pracuje w Zakładzie Teorii i Antropologii Literatury w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu w Białymstoku. Jest autorką m.in. książki W poszukiwaniu dostępu do przeszłości. O powieściach warsztatowych Hanny Malewskiej i Jacka Bocheńskiego ( Trans Humana Wydawnictwo Uniwersyteckie, Białystok, 2009).
[10] Tamże, s. 26.
[11] M. Czermińska, Podróż jako budowanie tożsamości. Rekonstrukcja narracji niekompletnych, w: Narracja i tożsamość. Antropologiczne problemy literatury, pod red. W. Boleckiego i R. Nycza, warszawa 2004, t.2, s, 128-129.
[12] Tamże, s. 129.
[13] J. Bocheński, Tyberiusz Cezar, s. 26.
[14] Tamże, s. 48-51.
[15] Tamże, s. 54.
[16] Tamże, s. 56.
[17] Tamże, s. 60.
[18] Tamże, s. 66-67.
[19] Tamże, s. 271-272.
[20] K. Podemski, Socjologia podróży, Poznań 2005, s. 70.
[21] Tamże, s. 89.
[22] Tamże, s. 71.
„Gazeta Wyborcza” (Warszawa)
Nr … / 15.06.2009 r.
Może nawet i ta zachodnia demokracja jest paskudna, ale alternatywy, jakie się dla niej rysują, też nie wyglądają wesoło.
Wznowione właśnie „Krwawe specjały włoskie” Jacka Bocheńskiego zyskały na aktualności, o jakiej autorowi zapewne się nie śniło. No bo kto w Polsce w środku epoki Gierka, kiedy książka powstała, czy na początku stanu wojennego, kiedy ją wydano, mógł przypuszczać, że niebawem na własnej skórze będziemy testować wady parlamentarnej demokracji, oglądać jej bezsilność wobec przemocy i szantażu, a też jej toksyczny związek z wolnymi mediami.
Książka urodziła się właściwie przypadkiem, na marginesie całkiem innego pisarskiego projektu, w związku z którym Bocheński dwukrotnie w latach 70. przebywał we Włoszech. Był już wtedy autorem rozgrywających się w starożytności powieści „Boski Juliusz” i „Nazo poeta”, które traktowały o problemach starych jak świat: o mechanizmach władzy i jej przeradzaniu się w tyranię, o fundamentalnej sprzeczności między moralnością, która nie cierpi kompromisu, i polityką, która bez niego obejść się nie może, o relacji władca – niepokorny twórca. Zarówno czytelnicy, jak i krytycy literaccy odczytali je w sposób absolutnie jednoznaczny – jako literaturę kostiumową, dla której antyczne historie są jedynie pretekstem, by dobrać się do skóry aktualnie rządzącym nad Wisłą. Autora musiało to chyba irytować, no bo w końcu trzeba znać proporcję: gdzie Juliusz Cezar, a gdzie Gomułka?
– Jakoś nikt nie chciał przyjąć do wiadomości, że gdyby moim celem było wyłącznie zagranie na nosie władzy komunistycznej – opowiadał mi Bocheński – mógłbym zrobić to bez badań, lektur, bez studiowania źródeł. Mógłbym sobie przecież historię starożytną po prostu zmyślić, wykreować jakiś fikcyjny antyczny świat, co zresztą najczęściej robią pisarze.
Przystępując do pracy nad trzecią książką z antycznego tryptyku, Bocheński postanowił uniemożliwić jednostronne rozumienie powieści jako krytyki reżimu komunistycznego pod pozorem opowiadania o starożytnym Rzymie. „Tyberiusz Cezar” miał być już wyraźnie opowieścią dwuwątkową o ludziach z dwóch różnych epok: z historii antycznej i z bardzo konkretnej, nie alegorycznej czy aluzyjnej, rzeczywistości dzisiejszej. Nawiasem mówiąc, pisarz porzucił tę książkę na lat ponad trzydzieści, teraz dopiero ją ukończył i właśnie się ukazała.
Na początek jednak – w 1970 r. – pojechał do Włoch, by tam zwiedzić historyczne miejsca i wykopaliska, zapoznać się ze źródłami w bibliotece rzymskiego Instytutu Archeologicznego, a zwłaszcza śladem Tyberiusza powędrować na Capri, gdzie ten spędził ostatnie lata życia.
Gdy już w Polsce zabrał się do pisania, zdał sobie sprawę z tego, że musi wrócić do Włoch, bo potrzebuje współczesnego tła, a za pierwszym pobytem jego myśl i wyobraźnia całkowicie pogrążone były w antyku. Wrócił akurat na porwanie Paula Getty’ego III, wnuka jednego z najbogatszych wówczas ludzi na świecie, a ściśle mówiąc, na moment, kiedy porywacze, sfrustrowani, że rodzina nie kwapi się z wypłaceniem okupu, przesłali dziennikarzom odcięte ucho chłopca. Kiedy po roku opuszczał Włochy, miał jeszcze zdokumentowane dwie inne sprawy, które wstrząsnęły włoską opinią publiczną: bunt w więzieniu w Alessandrii zakończony masakrą zakładników i porwanie przez terrorystów z Czerwonych Brygad prokuratora Mario Sossiego, które co prawda dla porwanego skończyło się happy endem, ale jednocześnie obnażyło nieudolność rządu, administracji publicznej i wymiaru sprawiedliwości.
Było jasne, że zebrany materiał nie ma szans zmieścić się w powieści o Tyberiuszu. Kiedy więc redaktor „Literatury” Gustaw Gottesman zaproponował, by Bocheński napisał coś z podróży do Włoch, ten od razu się zgodził. Na pierwszy ogień poszło opowiadanie o porwaniu Paula Getty’ego. Autor obmyślił sobie, że napisze je w dwu planach – jako reportażową niemal relację z wydarzeń i jako coś w rodzaju fantazji na temat, co by było, gdyby akurat to porwanie zdarzyło się w Polsce. Niestety, szybko okazało się, że cenzura skreśla i wyrzuca, jednym słowem – torpeduje pomysł.
Powtarzana przez Bocheńskiego myśl, że w Polsce coś takiego jak porwanie dla pieniędzy nie mogłoby się zdarzyć, jakoś nie uśpiła czujności cenzorów. Wietrzyli podstęp, i słusznie. Bo też ta niby-pochwała bezpieczeństwa w PRL-u była mocno przewrotna. Nie wiadomo, jak porywacze porozumiewaliby się z rodziną porwanego, ale raczej nie przez telefon, bo telefonów publicznych jest niewiele, a prywatne mogą być na podsłuchu. Nie mogliby też najpewniej wysługiwać się mediami, bo państwowe gazety nie poświęcałyby sprawie tyle czasu i miejsca. I tak dalej. Może nawet i ta zachodnia demokracja jest paskudna, ale alternatywy, jakie się dla niej rysują, też nie wyglądają wesoło.
Ciąg dalszy – część II
„Boski Juliusz” – „Świat Książki”, Warszawa 2009, ISBN 798-83-247-1599-2
„Tygodnik Kulturalny” (Warszawa)
Nr 50 (236) / 10.12.1961 r.
Ukazała się znakomita książka. Nie zdarza się to codziennie. Jest to zresztą wynik wieloletnich doświadczeń i przemyśleń. Obcowanie z klasyczną literaturą łacińską od wczesnego dzieciństwa autora i gorzkie doświadczenia historii przeżytej złożyły się na to dziełko niewielkie, szczupłe i surowe, jak przystało na ucznia prozy łacińskiej, a jednocześnie tak ważkie, jakie wydać może tylko osobiście doznana i przemyślana historia. Mowa tu o książce Jacka Bocheńskiego „Boski Juliusz”.
Co to za książka. – zapytają czytelnicy? Czy powieść, czy jedna z tych lubianych via romancée? Chyba nie. Więc esej historyczny? Szkic w rodzaju tych, jakie uprawia z niemałym powodzeniem Paweł Jasienica? I tak – i nie. Autor po prostu niewiele się troszczy o rodzaj literacki swego dzieła. Są całe stronice, w których przeważa i panuje relacja historyka i komentatora historii, ale oto za chwilę zostajemy nagle wciągnięci w akcję, w jakąś sytuację odmalowaną tak plastycznie i po literacku – że wkraczamy w dziedzinę niemalże powieści. Powieścią jednak książka się nie staje. Jest coś wewnątrz stylu, co rozbija zarówno ramy eseistyki, jak i beletrystyki. Tym czymś jest ironia.
Ton ironii uderza czytelnika od początku narracji.
„Czy ktoś z państwa chciałby zostać bogiem? Jest, to osiągalne. Rzecz prosta, nie każdy reflektuje i nie każdy potrafi. Ale może chcą państwo wiedzieć, jak to się robi? Otóż są sposoby. Historia zna wypadki tego rodzaju. Żądają państwo przykładów? Proszę: Juliusz Cezar”. I dalej – ton ironii panuje w całej książce Jacka Bocheńskiego. On sam przedstawia siebie jako antykwariusza-amatora, miłośnika starożytności, który oferuje swoje usługi klienteli. To jest też ironia. Ten zwrot do szanownej publiczności, ten język trochę uczony, a trochę – bardziej niż potoczny. „Obawiają się państwo tej szarzyzny, no i fatygi. Bo czy nie trzeba będzie przetrząsać jakichś rupieci, czy rzecz nie pachnie za bardzo łaciną i archeologią?…”
Ależ tak. Rzecz cała pachnie łaciną. Pachnie lakonicznym, prostym, zdecydowanym stylem samego Cezara. W dalszym ciągu na świetnych stronach charakteryzujących dwa przeciwstawne style współczesnych sobie rzymskich sobie rzymskich pisarzy: Cezara i Cycerona, Bocheński wyraźnie opowiada się po stronie Cezara, ośmiesza Cycerona i kreśli dosadną karykaturę jego kwiecistego, napuszonego stylu, i nie tylko stylu, ale całej postawy pisarskiej adwokata i filozofa rzymskiego. Pokazuje, jak to Cycero rozwija swoje rozważania na oczach czytelnika czy też słuchacza. Zabierając się do pisania, jeszcze nie wie, do czego dojdzie – podczas gdy Cezar pisze lakoniczne swoje zdanie dopiero po głębokim rozważeniu sprawy. Jest ono już tylko skrótowym wynikiem procesu myślowego. Nie ma w nim ani krzty kokieterii pisarskiej. Te same cechy można by przypisać postawie pisarskiej i stylowi biografa boskości Cezara. Tak więc rzecz pachnie jednak łaciną. Ale faktem jest, że Bocheński jako filolog klasyczny i amator starożytności – nie ma nic wspólnego z namaszczonym i nabożnym stosunkiem do klasyczności, jaki cechuje większość uczonych filologów, nauczycieli łaciny i obrońców kultury antycznej. Bocheński jest z łaciną za pan brat. Jego pisarska ironia nie omija największych postaci, które wyobrażamy sobie wykute w marmurze i oblane w brązie.
Ironia ta dotyka zarówno oportunistę dziejowego – Cycerona, jak boskiego, łysiejącego Cezara, jak i czystego, świętego Marka Porcjusza Katona, moralnego antagonistę Cezara.
Rzymski tok zdania Bocheńskiego nie ma w sobie nic z antykwaryczności, mimo, że autor nazywa siebie ironicznie antykwariuszem. Raz po raz wtrąca on – to wulgarne słowo (,.nie dadzą z siebie zrobić kupy krwawych flaków”), to pospolite powiedzonko czy przysłowie („przyszła koza do woza, ani pary z ust”). Ożywia to konwencję języka czerpiącego natchnienie z „martwej” mowy łacińskiej.
Pod względem ożywczego połączenia wielkiej tradycji kultury z przemyśleniami człowieka na wskroś nowoczesnego, znajduję tu porównanie tylko do prozy i postawy Anatola France’a. To jest właśnie ten rodzaj powiązania.
Ciąg dalszy – część II
„Boski Juliusz” jest książką napisaną w poetyce ironii i w poetyce mowy wewnętrznej, wewnętrznego monologu. To ostatnie jest przecież zdobyczą najzupełniej nowoczesnej psychologicznej powieści. Monolog wewnętrzny snuje się właściwie przez cały czas opowieści Bocheńskiego. Nie jest to monolog wewnętrzny rozmyślającego autora, jak w liryce refleksyjnej. Jest on podany jako psychologiczny wymiar postaci przesuwających się przed nami. Przenosi się z postaci Cezara na prostego żołnierza, to znów na poetę Katulla, to na Cycerona. (choć tego wnętrza autor raczej unika), to na inne postaci. Przy pomocy wewnętrznego monologu autor przedstawia racje działała postaci. Jest to jakby wewnętrzne oko autora obserwujące swoje postaci historyczne od środka, obserwujące mechanizmy ich działań. A wszystko to z nieodstępną i rozkoszną dla czytelnika współczesnego ironią.
Poetyka monologu wewnętrznego. tak nowoczesna technika powieściowa. bardzo dobrze przylega do zdania stylizowanego na mowę łacińską, gdzie autor, tak jak Cezar pisze o sobie w trzeciej osobie. Rzymscy pisarze przecież nie znali w narracji historycznej chwytu powieściowego zwanego dialogiem. Wystarczało tu omówienie, o czym rzecz idzie, do czego służyła im specjalna składnia. Może niektórzy pamiętają to z gimnazjum. Tak więc szczególnie dobrze siedli tu w stylu ten nieustanny wewnętrzny monolog. I dlatego nie ma w prozie Bocheńskiego odstępów i kresek oznaczających dialog, a przecież i tak dzieje się między ludźmi bardzo wiele.
„Szkoda jednak, że to nie Egipt – rozmyśla sobie Cezar planujący już inwazję za Alpy, na barbarzyńską Galię – Egipt jest kulturalny. Tylu greckich intelektualistów, ilu tam dyskutuje na oderwane tematy, zupełnie wystarczy, aby kraj nie mógł porządnie przeprowadzić nawet zwykłej mobilizacji”.
Oto próbka tej olśniewającej ironii, od której błyszczą kartki tej niewielkiej książeczki.
„Były nieliczne ofiary wśród naszych”… ta relacja z przegranej bitwy również nam coś przypomina z niedawnej stosunkowo historii.
Co zdanie niemal – to aforyzm proszący się o zapamiętanie, niefrasobliwie i mimochodem rzucony owoc gorzkich i na pewno nieraz bolesnych, odkryć, Dotyczą one historii, polityki, sztuki i po prostu ludzkiego życia. To również Cezar rozmyśla o życiu uświadamiając sobie konieczność rozpoczęcia działania.
„Czekać można, mając lat dwadzieścia, gdzieś do trzydziestki. Wtedy wydaje się, że wszystko jest prowizoryczne, jeszcze nie żyjemy naprawdę, dopiero próbujemy. Potem przychodzi nagle świadomość, że jednak żyjemy, właśnie tym jednym życiem, którego połowa już się zmarnowała, ale jest tylko ono i nie będzie życia innego”.
W sposób jasny i nad wyraz przejrzysty ukazuje Bocheński w swojej książce całą sytuację polityczną Rzymu w tym okresie, w I wieku przed Chrystusem. Tu daty jeszcze schodzą w dół, a nie wspinają się w górę. W książce Bocheńskiego dzięki właśnie cezarycznemu, przemyślanemu stylowi, historia nie wydaje się czytelnikowi bezładnym plątowiskiem faktów i spraw wzajemnie na siebie działających. Jest przedstawiona w mądrym skrócie, wyselekcjonowana, wypunktowana według zasady, którą Bocheński nazywa ironicznie „boskością Cezara”. Jest to przecież tylko ironia.
Pod maską kryje się w tym słowie po prostu tyrania, dyktatura władzy, a książka Bocheńskiego jest studium tego właśnie zjawiska politycznego, jego mechanizmów i przejawów, jakimi są i wojna i frazes pokoju, fanatyzm związany z kultem osoby dyktatora i narastająca wokół tego fanatyzmu nienawiść, która niszczy wreszcie tyrana.
Zasadniczą tezą czy też receptą na obalenie ustroju jest – jak wynika z przykładu Cezara – zachowanie form dawnego ustroju. Cezar obalił lekką ręką wielowiekowy i szanowny twór demokracji – republikę rzymską – cynicznie zachowując instytucje republikańskie, lecz patrosząc je z ich ideowego sensu. „Jak Cezar obalił ustrój? Obalił go pozornie utrzymując”.
Nie będziemy tu snuć ani streszczać tych rozważań, odsyłając czytelników do książki Bocheńskiego.
Znajdą tam czytelnicy zresztą nie tylko „studium krwawego, a gdy trzeba, wspaniałomyślnego dyktatora, ale i typy tych rożnych postaw politycznych, które w tyranii dochodzą do głosu i rozwijają się. Nie było ich w republice. Typem ideowego republikanina jest szlachetny i nieskazitelny Kato (Młodszy). Sam zadaje on sobie śmierć nie ponosząc przez to jednak klęski, ale zwyciężając i upokarzając Cezara.
Rodzą się natomiast wszelakiego rodzaju oportuniści, lawiranci i neutralni, „Wielcy Niezaangażowani”, z których Bocheński również zdziera maski, nie szczędząc jednak tym ofiarom kultu dyktatora, litości i zrozumienia. „Jak wiadomo granice oportunizmu i rozsądku bywają mgliste”. Na ich przykładzie pokazuje Bocheński znaczenie neutralności w systemie, jak byśmy dziś powiedzieli – totalnym. Neutralność, którą szczycą się rzekomo niezależni i niezaangażowani – jest siłą sprzyjającą dyktaturze. Pompejusz ogłosił, że kto aktywnie nie stanie po jego stronie, będzie uważany za wroga i odpowiednio ukarany. Cezar uznał to za pomyłkę polityczną przeciwnika. „Obojętni i neutralni stawali się automatycznie jego sojusznikami. Byle więcej neutralnych! Byle każdemu pozostawić otwartą drogę do neutralności!”
W recenzji tej zatrzymałam się dłużej nad zagadnieniem poetyki, w jakiej Bocheński napisał swoją oryginalną książkę. Treść myślowa tej par excellence politycznej, mądrej i nowoczesnej książki zawiera się w łatwej do odczytania wielkiej metaforze historycznej. Wyłuska ją sobie z satysfakcją sam czytelnik.
ANNA KAMIEŃSKA
Jacek Bocheński, „Boski Juliusz. Zapiski antykwariusza”, Czytelnik 1961; s. 170, cena zł. 17