Zmiana perspektywy: od niewiarygodnego wieszczenia z powrotem do niewiarygodnego romansowania. Ale romansowania już bez romansu. Zamiast romansu jest dystans. Siła słowa. Gdy powiedziałem sobie i publiczności, że romansu nie ma, on rzeczywiście przestał być. Wyraźnie poczułem. Zjawisko prawdopodobnie znane w psychologii i opisane w literaturze naukowej, żeby psychologowie/psycholożki mogli/mogły pokiwać nade mną głowami i szepnąć: banał.
Jest znów tak, jak było na początku. Z dystansu widać. Na początku były dwie Justyny. Dąbrowska i Dąbrowska. Zbieg okoliczności, proszę sobie przypomnieć, albo magia. Dla jasności musiałem je oznaczyć liczebnikami. Pierwsza, Druga. Z czasem Druga całkowicie wyparła Pierwszą. Powstała jedna Justyna. I to był romans. Liczebnik okazał się niepotrzebny, bo Justyna to Justyna, wiadomo kto, i nie mogło być mowy, żeby inna. Drugi pozostał tylko Blog, który dzięki Justynie wypełnił się po brzegi romansem. Ale napisać romans mogliśmy tylko razem, tak już jest z romansami, muszą być wspólne. To się nie udało, bo nagle Justyna przestała istnieć i potem już raz po raz przestawała. Romans, w którym od pierwszej chwili wszystko wydawało się trochę niewiarygodne, potwierdził swą pozorność mniej więcej tak, jak muzyka przyszłości z przepowiedni wieszczka, zdezawuowana przez współczesnych kompozytorów.
Ale co jeszcze się stało… Nie wiem, czy można to nazwać rozdwojeniem Justyn, jeśli tak, to wtórnym, jednak coś takiego zaszło. Z dystansu widać dwie Justyny, a przez cały prawie Blog Drugi (tak trzeba mierzyć czas romansowania i romansopisarstwa) widać było tylko jedną. W dodatku z dystansu widać dwa romanse, oba niewiarygodne i pozorne, lecz przede wszystkim chybione. Oba się nie udały. Dlaczego?
Dużo by mówić. Do głowy cisną się różne zawiłe i głębokie kwestie. Może dla miłości nie ma już warunków na świecie i jej samej nie ma, jest coś innego? A ja nie rozumiem, co. Może wirtualność, nierealność, tak daleko posunięta niewiarygodność Justyny przesądziła o niepowodzeniu? Przecież wiele osób nie wierzyło, że Druga w ogóle żyje. Ich zdaniem, tak dziwną egzystencję musiałem sam stworzyć we własnej fantazji. Jak romans mógł się udać z fantomem? Ach, nie ma już co rozwodzić się nad tym. Jest prostsze wyjaśnienie. Przecież jestem okropnie stary. Aż strach pomyśleć, jak bardzo. Kobiety wolą, zdaje się, romansować z młodszymi. Banał. Potęga banału. Że też wcześniej na to nie wpadłem!
Co się tyczy tożsamości Justyn Dąbrowskich, odróżniania Pierwszej od Drugiej i wątpliwości, czy Druga może być prawdziwa, zdaję sobie sprawę, jaki kłopot mieli z tym czytelnicy Blogu Drugiego, zwłaszcza ci, którzy czytali go tylko dorywczo w Internecie.
Prawdziwości Justyny Pierwszej nikt nie kwestionuje. Autorka, znana dość szeroko, uprawia swój ulubiony gatunek: rozmowy z różnymi ludźmi. Raz już rozmawiała ze mną o starości, o miłości jakoś nie chciała. Niedawno wydała nową książkę-rozmowę. Pisze tam na stronie 152: „Są ludzie, którzy czyjąś czułość i troskę przeżywają jako zagrożenie”. Ale nie ze mną mówi, tylko z Magdaleną Tulli w książce „Jaka piękna iluzja”. Znak 2017.
Bibliografia jest miejscem , gdzie można zidentyfikować Justynę Drugą i wiarygodnie potwierdzić prawdziwość jej istnienia. Występuje tam jako Justyna E. Dąbrowska.