Z marchewką nie musi być tak źle, jak myślą ekonomiści. Kasa może się rzeczywiście nie zgadać, ale są różne rodzaje marchewki.
Pięćset złotych na dziecko, lekarstwa za darmo dla starców, i tak dalej, to marchewka diabelnie kosztowna. Jednak masie rozgoryczonych ludzi z pretensjami do poprzedniej władzy o brak szacunku dla „zwykłego Kowalskiego” można szybko sprawić satysfakcję za bezcen. Pogonić sędziów! Sądy chyba najmniej szanują człowieka. Wiadomo, sądzą długo, wyrokują dziwnie i niesprawiedliwie. A już taki Trybunał Konstytucyjny pogonić i na dodatek mieć z tego marchewkę dla zgłodniałego elektoratu – to iście genialna sztuka, gdyby się udała. Otóż nic prostszego.
Sędziom Trybunału należy się pogonienie choćby za wyniosłość. Po co oni komu? Siedzą w czarnych togach i złotych łańcuchach, na pewno biorą niemałe pieniądze, mówią coś całkowicie niezrozumiałego i podobno są po to, żeby przeszkadzać nowej władzy w rozdaniu pięciuset złotych na dziecko. Uniemożliwić im działanie i zarazem zaspokoić w pewnej mierze ludowy głód odwetu marchewką bardzo tanią to tyle, co ustrzelić jednym strzałem dwa tłuste ptaki, majstersztyk Prezesa, jeśli on to wymyślił.
Gorzej, gdy próbuje się uzasadniać polowanie na Trybunał zagmatwanym wywodem rzekomo prawnym.
W ogóle pomysł publicznego rozprawienia się z Trybunałem ku zadowoleniu rozgoryczonych mas był świetny, ale wykonanie zawiodło. W toku roboty pośpiesznej, lecz zdumiewająco niezbornej, spartaczono wszystko, co można. To nie była marchewka smaczna. Przyprawiła o przedwczesne wymioty znaczną część rozgoryczonych.
Szczęśliwie, są wciąż do dyspozycji wysokogatunkowe, a niedrogie rodzaje marchewki. Spośród kilku wymienię tylko jeden .
Nacjonalizm ma cudowną zdolność wywyższania poniżonych. Sprawdził się wielokrotnie z nadzwyczajnym powodzeniem, tylko, co prawda, na początek, bo przeważnie z katastrofą na koniec. Jednak ta marchewka – mało powiedzieć – smakuje. Upaja. Oszołamia. Daje każdej, najbardziej nawet zdołowanej, wzgardzonej i bezsilnej jednostce możliwość identyfikacji z niebotycznie wysoką, dumną, wspaniałą i potężną zbiorowością narodową. Dzięki temu stawia poniżonych na nogi, czyni małych wielkimi, a słabych silnymi. Za uczestnictwo w czymś takim człowiek może być wdzięczny, stać się szczerym wielbicielem dobroczyńcy, który ten cud sprawił. Może skandować jego imię i ponieść niejedną ofiarę. A ludzi zdołowanych jest wielu, i to całkiem niekoniecznie przez rząd Donalda Tuska czy Ewy Kopacz. Raczej przez przykre właściwości rządzącego światem kapitalizmu, z którymi świat, jak dotąd, nie potrafił sobie poradzić, mimo że na różne sposoby usiłował.
Nie poradzi sobie również Wielki Prezes, albowiem kapitalizmu nie da się oszukać marchewką, choćby nią był patetyczny nacjonalizm z bębnami i trąbami. Nie tacy mistrzowie już próbowali, a przegrali. Nauki historyczne idą w las, to prawda. Ta korzystna dla kolejnych mężów opatrznościowych okoliczność sprzyja każdemu z nich jednak do czasu. Gdy marchewka okazuje się tylko marchewką i przestaje wystarczać do życia „zwykłemu Kowalskiemu”, podobnie jak Schmidtowi, Brownowi, Iwanowi Iwanowiczowi czy innemu ukraińskiemu Mykole, potrzebny jest kij.
Wydaje się, że Prezes to wie. Istotnie, pierwszą rzeczą, jaką uczynił po dojściu do władzy, było postawienie swoich ludzi na czele służb specjalnych. Tak się robi kij. Ale robi się go długo i nie samymi nominacjami, oczywiście, lecz wieloma narzędziami i na ogół mrówczym, żmudnym wysiłkiem przez lata.